WSPOMNIENIE O KSIĘDZU FRANCISZKU STACHOWIAKU
- PROBOSZCZU PĄCZEWSKIM
Gdyby ksiądz Franciszek Stachowiak żył - w tym roku świętowalibyśmy 75 rocznicę Jego urodzin. Żyje w pamięci tych, których chrzcił, którym udzielał Pierwszej Komunii Świętej, których wiązał świętym węzłem małżeńskim, wszystkich, którzy Go znali.
Urodził się 4 października 1931 roku w Łasinie w rodzinie strażnika granicznego Michała i Magdaleny Baranowskiej. Okres okupacji hitlerowskiej mały Franek spędził z matką i rodzeństwem w Jabłonowie. Jego ojciec przebywał wtedy w obozie jenieckim. Stamtąd został zwolniony pod koniec 1944 roku, lecz po wkroczeniu wojsk radzieckich został uwięziony i wywieziony na Sybir, gdzie zmarł z wycieńczenia i głodu.
Po tak tragicznych przeżyciach w okresie dzieciństwa Franciszek podjął w 1945 roku naukę w gimnazjum w Brodnicy. Mając niespełna 17 lat wstąpił do Zgromadzenia Księży Werbistów w Pieniężnie. Po odbyciu nowicjatu zachorował - dlatego nie złożył ślubów zakonnych. Od tej pory do końca życia przyszło Franciszkowi nieść krzyż cierpienia. Choroba często miewała nawroty ustawicznie osłabiając organizm. Ale nasz przyszły proboszcz nie poddawał się i szedł za powołaniem. Kontynuował naukę w Niższym Seminarium Duchownym Księży Werbistów w Nysie. Gdy w 1952 roku władze państwowe zamknęły to seminarium - ponowił naukę w Pelplinie. W 1953 roku jako absolwent Collegium Marianum wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego. 18 stycznia 1959 roku otrzymał święcenia kapłańskie i rozpoczął posługę duszpasterską przy kościele rektorskim Świętego Ducha w Grudziądzu. Szybko, bo jeszcze tego samego roku, o zdolnego absolwenta upomniał się biskup Kazimierz J. Kowalski i powołał Go do Pelplina jako
wikariusza katedralnego, zastępcę prokuratora (ekonoma) oraz sekretarza biskupiego Sądu Duchownego w Pelplinie. Obowiązki te ksiądz Franciszek pełnił do 1 lutego 1964 roku. Już od października 1963 mieliśmy Go u nas - w parafii Pączewo! Z początku jako wikariusza, a już od 1964 roku przez kolejnych 20 lat jako proboszcza. W 1965 staraniem nowego proboszcza odnowiono cały kościół i przeprowadzono częściową konserwację ołtarza. W 1974 zmodernizowano cmentarz. W 1978 zakupiono dwa nowe dzwony - Alojzego i Maryję. Ze względu na bardzo słaby stan zdrowia ksiądz Franciszek został 3 lipca 1984 roku zwolniony z obowiązków proboszcza. Przeniesiony na emeryturę nadal mieszkał w Pączewie. Zmarł 22 marca 1985 roku przeżywszy niespełna 54 lata. Dla dobrych śmierć jest zaproszeniem do odpoczynku...
W słowniku bio-bibliograficznym "Pracownicy
naukowo-dydaktyczni Wyższego Seminarium Duchownego Pelplin 1939-95" ksiądz Henryk
Mross napisał o księdzu Stachowiaku: "W długotrwałej i nasilającej się chorobie służył
wiernym jak mógł". To zdanie oddaje cały charakter posługi księdza Franciszka w
naszej parafii. Ktokolwiek z parafian zapytany o to, jak wspomina księdza, przedstawia
Go jako prawdziwego, dobrego, oddanego pasterza swojego stadka. Pasterza emanującego
ciepłem i troską. Zawsze otwartego na wszystkich parafian i ich inicjatywy. Świetnego
psychologa, który z każdym umiał podjąć dialog: z tym malutkim i z tym całkiem już
dorosłym. Każdy czuł, że jest dla księdza ważny! Na kolędzie istotne było, aby zeszyt
do religii był wyprowadzony na kolorowo. Kolana drżały, bo ksiądz zawsze odpytywał z
katechizmu! Ministranci zapamiętali na pewno pikniki poza wsią organizowane raz w
roku przez księdza, wspólne akcje porządkowe. Młodzież zaangażowana w chórek,
lektorat, utrzymywanie zaniedbanych grobów... Nawet w dobie kryzysu licznie
uczestniczące w oktawie Bożego Ciała dziewczynki i ministranci mogli liczyć na to,
że koszyki i kieszenie będą na koniec pełne cukierków od księdza, choć słodyczy już
brakowało w sklepach. Jakże wzruszająca była ceremonia udzielania Pierwszej Komunii
Świętej w 1980 roku, gdy schorowany ksiądz Franciszek komunikował siedząc w fotelu...
Jeszcze wcześniej - 20 rocznica święceń księdza Franciszka - gdy przejęte
wyrecytowanym wierszykiem dziewczynki ksiądz żartobliwym gestem zakrył ornatem...
Każdy chętnie przyjmował księdza - tak po gospodarsku. A ksiądz Franciszek chętnie
odwiedzał parafian! Gdy trzeba było - grzmiał z ambony! Gdy było za co - chwalił.
Do swoich kazań podchodził bardzo odpowiedzialnie. W ciągu tygodnia nagrywał je
na magnetofon, wysłuchiwał, poprawiał - tak, że te, które można było usłyszeć w
niedzielę - to były dopracowane, przemyślane słowa, wobec których nie można było
pozostać obojętnym... Cóż jeszcze zapamiętali parafianie? Jak ksiądz jadąc saniami
do rodziny jednej z parafianek tak rozpędził konia, że sanie z księdzem i pasażerką
zaliczyły wywrotkę w zaspę śnieżną... Jak kazał myć te czarne oczy... Również to,
że przysmakiem księdza Franciszka był swojski, gotowany ser podawany koniecznie
na gorąco... Tak wspominać możnaby w nieskończoność...
Cześć Jego pamięci.
Barbara Dembek-Bochniak
(Zdjęcie pochodzi ze zbiorów pani Jadwigi Wysockiej)