Przedwielkanocna pogawędka o powołaniu z Siostrą Dorotą Cichon- Pasterką,
czyli ciąg dalszy rozmowy rozpoczętej w okresie bożonarodzeniowym.


    Czy pamiętacie artykuł pt. "Boże Narodzenie u Siostry Pasterki Doroty" z 52/2006 numeru "Tygodnika Parafialnego"? Tym razem część druga wywiadu z Siostrą Dorotą - tym razem ukierunkowanego na Jej powołanie.

Jak wśród wielu blasków życia dostrzegła Siostra te, które potem spowodowały, że Dorota zaczęła rozważać możliwość wstąpienia do społeczności zakonnej?

Mogę śmiało powiedzieć, że dar odkrycia mojego powołania wymodliła mi Mama. Jej wiara, zawierzenie Bogu wśród radości i cierpień, promieniowało na moje życie.
Jej oddanie się Maryi Matce Najświętszej było czymś w rodzaju (tutaj brakuje mi słów) zakotwiczenia się, pewności, bezpieczeństwa, świadomości, że zawsze pomoże, nie opuści. To było tło, na którym Pan Bóg malował przede mną drogę powołania. Przemawiał do mnie na wiele sposobów, ale ja nie słyszałam. Lubiłam śpiew, muzykę, a gdy słyszałam piosenki religijne o powołaniu, to w moim sercu jakby rozbrzmiewał głos: "Pójdź za Mną". Lubiłam przyrodę, sport, podróże, a gdy spotkałam kogoś w potrzebie budziło się pragnienie, by pomagać innym. Marzyłam, że będę miała męża, dzieci, dom, konie i psy, oczywiście w Skórczu, bo nigdy stąd się nie wyprowadzę. Tak myślałam do momentu, gdy przeczytałam słowa, jakie Pan Bóg wyrzekł do Abrahama: "Wyjdź z twojej ziemi ojczystej..." i odniosłam je także do siebie w kontekście mojego powołania. Przez kilka lat odczytywałam te Boże znaki. Nie da się wszystkiego opowiedzieć. Mogę powiedzieć za Kochanym Ojcem świętym sługą Bożym Janem Pawłem II, że powołanie to "dar i tajemnica".


Czy któryś z nauczycieli, księży nieświadomie miał swój udział w podjęciu przez Siostrę decyzji o wstąpieniu do zakonu?


Droga mojego życia, a więc i powołania kształtowała się wśród wielu osób, którym zawdzięczam wzrost w łasce, w wierze. Moja Rodzina, doświadczana wieloma trudnościami, uczyła mnie wrażliwości oraz dawała siły do pokonywania trudności. Następnie nauczyciele, szczególnie od wychowania fizycznego ( to był najlepszy dla mnie przedmiot) i trenerzy: p. Ryszard Dąbek, p. Romana Makowska, p. Zygfryd Anhalt pracując nad umiejętnościami fizycznymi, kształtowali równocześnie mój charakter. Kładąc akcent na sport nie miałam kłopotów z nauką. Było w normie. To były wspaniałe przygody! Treningi, obozy i zawody sportowe, sukcesy i porażki. Uczyłam się również tego, że najlepszym Trenerem jest Pan Bóg. Widzę to teraz lepiej w pracy duchowej i zmaganiach w codziennym życiu. Warto wspomnieć też skórzeckich parafian (część z nich jest już w Domu Ojca), którzy swoją życzliwością i modlitwą wspierali budzące się powołanie. Pragnę w tym miejscu z serca podziękować. Bóg zapłać za dobro wyświadczone!
Chcę podkreślić również, że praca i modlitwa oraz gorliwość, z jaką spotkałam się wśród kapłanów posługujących w naszej Parafii była inspiracją do oddania się i wierności Chrystusowi. Postanowienia adwentowe na serduszkach, które wprowadził ks. Jan Rzepus, wyjazdy na spotkania z Janem Pawłem II do Gdyni i na Westerplatte, które zaproponował ks. Zdzisław Ossowski, misje i rekolekcje, o które zabiegał ks. Mieczysław Rozmarynowicz, otwarcie się na inicjatywy młodzieży ks. Zenona Myszk, Ruch Światło-Życie, który prowadził ks. Ryszard Domin, przykład zatroskania ks. Jacka Dudzińskiego o dzieci z rodzin potrzebujących pomocy oraz troska ks. Eugeniusza Stencel o naszą świątynię i cmentarz są dla mnie nadal żywym przykładem działania Ducha Świętego. Ten wspólny wkład w dzieło budowania wspólnoty parafialnej zaowocował także wieloma powołaniami kapłańskimi, za które Bogu niech będą dzięki!


Czy Siostra należała kiedyś do organizacji działających przy parafii? Jeżeli tak, to czy jakieś wydarzenie/człowiek/tekst z tamtego czasu pozostało u Siostry w pamięci?

Najpierw śpiewaliśmy w chórze pw. Św. Cecylii, który założyła i prowadziła śp. pani Iwona Romanowska, potem była prężnie działająca Oaza, czyli Ruch Światło-Życie, który skupiał dużo dzieci i młodzieży z parafii. Dalszą formację duchową mogłam pogłębiać we wspólnocie Neokatechumenalnej, a wszystko w służbie Eucharystii, która stanowiła centrum życia. To Jezus Chrystus obecny w niej wchodził w moje życie, a ja wchodziłam w Jego. Nie było łatwo, ale było warto. Osoby, z którymi dane mi było przeżyć wiele wspaniałych chwil: próby śpiewu, przygotowywanie Liturgii, dekoracji, wspólnej modlitwy brewiarzowej, adoracji w duchu wspólnoty z Taize, rozmów, żartów i spacerów, są mi bliskie, pomimo oddalenia. Dziękuję Wam Kochani za pamięć i modlitwę.

***

Siostrę Dorotę prosiłam jeszcze o życzenia wielkanocne. Jak zapewne pamiętacie nasza Dorota pracuje w toruńskim Caritasie, a tam teraz praca wre! Jak żartobliwie napisała do mnie Siostra Dorota - nie napisała życzeń, ale ma nadzieję, że wszyscy Jej wybaczą. Jak już będzie u Pana to też nie będą od Niej dostawać kartek. :) Myślę, że każdy z nas przyzna Siostrze rację :) i z pewnością wybaczy. Tylko niech Siostrze tak nie będzie śpieszno tam do Pana!

Cieszmy się wszyscy, że taka mądra i dobra siostra zakonna nam się w dekanacie wychowała!

Zdjęcie Doroty z 1984 roku (jeszcze nie siostry), ze zbiorów autorki

Barbara Dembek-Bochniak

"Tygodnik Parafialny" nr 14 z 08.04.2007