HEJ KOLĘDA, KOLĘDA...
Pączewo, 19 grudnia. Kiedy na dworze panuje siarczysty mróz srebrzący czapki i szaliki,
śnieg skrzy się i skrzypi pod butami odwiedzają nas trzy dziewczynki ze Skórcza. Jedna
odziana w świecące szaty z koroną na głowie, druga - istny aniołek - taki z puchowymi
skrzydełkami, w białej sukmance, opatulona białym szalem, w za dużych "bałcach", trzecia
- w burce, niby taki pastuszek. Z ust dziewczynek płynie kolęda. Ładnie śpiewają.
Aż chce się słuchać. Po kolędzie są życzenia bożonarodzeniowo-noworoczne dla gospodarzy.
O! Dziewczynki przygotowały się! To może zaśpiewacie jeszcze jedną kolędę? Taka weryfikacja,
bo może potrafią tylko jedną? Bez dyskusji zaczynają kolejną śpiewaną historyjkę o narodzinach Zbawiciela.
O! Brawo! W mróz, przebrane, przygotowane, zgodne i znają kolędy! Zasłużyły i na słodycze,
i na drobniaki. No i koniecznie fotka, bo przecież taki zgrany amatorski team kolędujący to tu
u nas na prowincji rzadkość.
23 grudnia, młodzież ma już wolne, za kolędowanie biorą się chłopcy. Koło 18ej przychodzi
trzech z Grabowa - małolaty, z kapturami dresowymi na głowach, ale za to najmniejszy dzierży
porządną szopkę. Wybrali kolędę taką z długą zwrotką, ale dość dziarsko śpiewają.
Po przebierańcach ze Skórcza czujemy jakiś niedosyt widząc takich luzaków. Śpiewajcie
drugą kolędę! O! I tu powstał problem, bo najstarszy spytał: "A jaką?" i z zakłopotaniem
zaczął kręcić głową. Mówię: "Uzgodnijcie między sobą. Jaką jeszcze znacie?". Nastała cisza.
Żadne tytuły nie padły. Drugiej kolędy nie udało się zaśpiewać.
Było dobrze po 20ej. Aż wierzyć mi się nie chciało, że jacyś rodzice pozwalają swoim
nieletnim pociechom biegać o tak późnej porze po sąsiednich miejscowościach i odprawiać
jakieś szopki, bo tak trzeba nazwać to, co mieliśmy za chwilkę zobaczyć. W drzwiach stał
już typowy "dres" (ponoć ze Skórcza), a raczej dresik, z kapturem na łepetynce,
z szalikiem w barwach jednego ze znanych polskich klubów piłkarskich. W łapkach
trzymał chatynkę wyskrobaną z drewna, taki masowy wyrób pamiątkarski z gór polskich.
Ani to przebieraniec, próżno też było szukać śladów Świętej Rodzinki w tej chatce.
Kolęda odśpiewana w tempie dwa razy szybszym, ale daliśmy dokończyć. Mówię - co z Ciebie chłopie za kolędnik?
Bez przebrania, a rekwizyt do scenki z Narodzenia Pana nawet nie zawiązuje. Byli tu
przed tobą tacy przygotowani, a nie taka pełna improwizacja... "Ja wiem, ja wiem..." -
bezbronnie przyjmował krytykę. Chyba nie pierwszy raz ją usłyszał. Niech mu będzie,
zaśpiewał, pokolędował, a kolędnika trzeba do domu wpuścić, bo taki podobno szczęście przynosi...
Pytanie tylko na co wyda otrzymane grosze?...
Barbara Dembek-Bochniak
Tygodnik Parafialny; nr 1 (977); 03.01.2010