WIEŃCE DOŻYNKOWE Z PĄCZEWA

Autorki: Panie z Pączewa

Rok 2006

I miejsce w dożynkach gminnych

I miejsce w dożynkach powiatowych

II miejsce
w dożynkach wojewódzkich

Rok 2005

I miejsce
w dożynkach wojewódzkich

Rok 2004

I miejsce
w dożynkach powiatowych



Foto: Swav






Mistrzynie wieńca

Są prawie wszystkie: Halina Wika, Stefania Cegłowska, Elżbieta Szlosowska, Danuta Bukowska, Teresa Ceyrowska, Regina Kuczyc. Nie ma Elżbiety Doering i Marii Kołodyńskiej. Panie z Pączewa, bohaterki wojewódzkich dożynek.
Na zwycięstwo się zapowiadało, bo macie panie tutaj wspaniałe dożynki gminne, gdzie m.in. w kategorii wieniec jest ostra rywalizacja. Od czego taki charakter dożynek zależy?
- Od samych mieszkańców gminy, organizatorów, tych, co biorą udział i od widzów. Żeby byli widzowie, trzeba ich czymś przyciągnąć. Choćby darmowymi ciastkami, darmową kawą. Tego nie ma w żadnej gminie. Chleb ze smalcem, ciastka, kawa, bigos, kiełbasa są wszędzie, ale odpłatne.
- Są widzowie, to i ostra rywalizacja. A u nas mamy jedenaście wiosek i każda ambitna. Walka jest zawsze zawzięta. Między innymi w kategorii najładniejsze stoisko.
(...) Od kiedy panie zaczęłyście przygotowywać wieniec?
- Szukałyśmy pomysłów już w kwietniu.
A gdzie się szuka?
- W głowach. Punktem wyjścia był to, że jest rok eucharystii, więc coś z tego musiało w wieńcu być.
- Miałyśmy już doświadczenie. W Rytlu zarzucano nam, że wieniec nie ma kształtu
dożynkowego.
Co to znaczy - "kształt dożynkowy"?
- Mówili, że jest ładny, ale to dzieło artystyczne, a nie wieniec.
W Rytlu? Czyli też na konkursie wjewódzkim...
- Tak. Bo w zeszłym roku nasz wieniec na dożynkach powiatowych też miał pierwsze miejsce, dwa lata temu też pierwsze... Trzy lata pod rząd mamy na powiatowych pierwsze...
Chwila przerwy, jakby panie dopiero teraz sobie to uświadomiły.
- W Rytlu nie było określonych warunków. Przywozili wielkie wianki, nawet na lawetach. Był na przykład wóz, konie...
Wozem przywieźli wieniec?
- Nie. To był wieniec. Normalnej wielkości koń, wóz, chłop...
- Kobieta z facetem siedziała, konie też sztuczne, obłożone kłosami... Wieniec - cały zaprzęg. Ale to chyba było w Lubaniu albo w Stężycy.
A wasz wieniec w Rytlu skrytykowali. Publicznie, komisja?
- Nie, podsłuchaliśmy. Mamy gumowe ucha. Jurorzy mówili, że za dużo dzieł, a za mało wieńców.
- I prawda. Czego tam nie było. Święte obrazy, ziarnami obkładane, wiatrak, młyny, łodzie, dzwon... kapliczka, a nawet Jezus Miłosierny (takie było "dzieło", że się nie mieściło w głowie).
- Każdy mówił - mój najładniejszy. Dlatego w tym roku zmieniono regulamin. Powiedziano, że ma być korona. Z tym, że do nas ta informacja trafiła już za późno. Na szczęście myśmy już to miały w takim kształcie, nie wiedząc o regulaminie.
Przeciek, gumowe ucho?
- Bez żadnego przecieku. Takie było nasze założenie już w ubiegłym roku.
A ten wasz ubiegłoroczny wieniec co przedstawiał?
- Świecę paschalną. Miała 180 centymetrów wysokości. Musiałyśmy ściągać płomyk, by przewieźć mercedesem dostawczym.
- Dobrze, że taki regulamin wprowadzono. Z drugiej strony... wszystko teraz jest podobne.
- No tak, owszem, jeden wzór, ale każdy zrobi inaczej. I nad tym się skupiasz...
No więc najpierw był pomysł, a potem?
- Szkic. Narysowała Danuta Bukowska. Na kartce. Cała ósemka zaakceptowała i rysunek powędrował do Jana Batkowskiego - właściciela firmy Agrometal, który zrobił stelaż. Trzeci rok z kolei, całkiem darmowo.
- Potem stelaż trafił do świetlicy...
- Niby świetlicy... To jest...
Zastanawiam się przez chwilę, gdzie tu, w Pączewie, jest świetlica.
- W takim zniszczonym domu. Ale ładnym. Gdyby ktoś go kupił i odnowił, to zmieniłby się wizerunek wsi.
- Ciii... To jest temat tabu.
- Boże, jak posłanka lata i klepie...
No dobrze, dajmy spokój tajemnicom świetlicy. Co dalej z wieńcem?
- Stanął, 180 cm wysokości, półtora metra szerokości. Popatrzyłyśmy i o boże..., co tu teraz zrobić, taki wielki.
- Westchnęłyśmy ciężko i do pracy. Zaczęłyśmy w połowie lipca. Sześć tygodni do zrobienia. Od poniedziałku do piątku, tylko weekendy wolne.
- Efektywnej pracy było gdzieś półtorej godziny dziennie, ale mogłyśmy sobie porozmawiać.
- Bo to tylko jedna osoba mogła przy tym wieńcu robić. Reszta mogła podawać...
- Ale wcześniej trzeba było to wszystko nazbierać.
- Chyba, że było kradzione.
- Krojone...
No to kradzione czy krojone? Przepraszam - niedosłyszę. O co chodzi? Co krojone i co zbierane?
- Wszystkie gatunki zbóż, cztery... Pięć. Żyto, przenżyto, pszenica, jęczmień i owies. Niech sobie w mieście przypomną nazwy zbóż...
- I jeszcze trzeba było to dobrze ususzyć, żeby się nie sypało, żeby się nie łamało, żeby nie było czarne. To było zbierane zielone, w maju - czerwcu.
- Słuchaj, w maju, na Zofii, kwitnie żyto.
- Na dobrze, na przełomie maja - czerwca.
- Żyto ja zbierałam w maju... Potem to leżało na strychach.
- Tym zajęły się dwie panie - zaopatrzeniowcy. Zboża, kwiaty, trawy, zioła. Najwięcej było kacanków. I to wszystko, już wysuszone, było zgromadzone w świetlicy.
- Stelaż został wypełniony styropianem i gąbką. W trakcie rozmów została określona kolorystyka.
- Trzeba mieć wizję kolorystyki.
- Jak koleżanka w nocy nie śpi, to ma wizje artystyczne i rzuca na wianek.
- Upinający jest najważniejszy. Nadaje kształt wszystkiemu. Jakby każdy chciał inną ręką upinać, to by wyszło nie wiadomo co.
- Pałąki dwie osoby upinały.
- Kielich, koronę to ja.
O czym panie dyskutowałyście przez te dni? O polityce?
- O polityce nie. O programie artystycznym na dożynki, bo piosenek trzeba było ię nauczyć, o wystroju stanowiska, o sprawach organizacyjnych.
- Wieniec był gotowy po dobrym miesiącu. Jeszcze się poprawiało.
- Świetlica była zamykana. Tajemnica państwowa... A byli ciekawi - co też te kobiety robią co wieczór, za czym te kobiety latają? Wiedzieli, że robimy wieniec, ale nie wiedzieli, jaki.
- Jak skończyłyśmy, usiedliśmy przy nim i go podziwiałyśmy. Że też takie coś powstało. Dotąd nikt nic takiego tutaj nie robił. Po prostu nie było takiej okoliczności, nie zaistniała taka potrzeba, żeby ktoś coś takiego miał zrobić. Jedynie do kościoła trzeba było zrobić wianek. Nie było takich imprez. Dopiero jak w Pączewie oddano do użytku szkołę, wójt zrobił dożynki.
- Wieczorem wkładaliśmy wieniec do samochodu.
Żeby nikt nie zobaczył? Tajemnica państwowa?
- Żeby sprawdzić, czy się zmieści do samochodu...
- Było mówione, że jak się nie zmieści do samochodu, to w piątek bierzemy wieniec i idziemy na sobotnie gminne dożynki do Wielkiego Bukówca, i robimy pielgrzymkę.
Robiły panie ten wieniec w tajemnicy, żeby nikt nie widział. A ciekawie by było, gdyby panie to robiły przy drzwiach otwartych, w strojach ludowych...
- Bardzo byśmy chciały mieć stroje, ale trzeba nam funduszy. W strojach to dopiero byśmy promowały region!
- Może się znajdzie jakiś sponsor...
- Stroje strojami, ale robić trzeba przy drzwiach zamkniętych, bo by konkurencja podpatrzyła.
- Mamy pierwsze miejsce w powiecie trzecie raz i dlatego to, co robi Pączewo, musi być ściśle tajne.
- Pan zaznaczy, ile szpileczek. Trzy kilogramy krawieckich, to jest 30 tysięcy szpilek.
Te kłosy i kwiatki, bukieciki, są przypięte nimi do styropianu i gąbki. 30 tysięcy szpilek... ktoś o tym wie, że jest ich tyle?
- Być może złomowcy.
- Każdy kłos i kwiatek jest przypięty trzema szpilkami.
- My jesteśmy przygotowane na każdą wichurę... Chodzi o to, żeby spod kłosów kwiatów nie było widać pianki.
- W Wielkim Bukowcu wypakowywali panowie. Czterech niosło - z wielką dumą.
- W Bolesławowie było 26 wieńców... Niektórzy potraktowali temat zbyt dosłownie. Jurorom chodziło głównie o kształt pałąków, żeby były półokrągłe...
Jak w waszym... Gumowe ucho?
- Nie, my wiedziałyśmy, o jaką koronę mogło chodziło... Wiemy, jak ma wylądać korona dożynkowa, w ogóle korona. Przecież kiedyś u nas nie mówili wianek, tylko mówili: "O wej, korona!".
- Są różne style. Kaszubi mają większe tradycje. Robią tradycyjnie. Wiążą zboże do zboża, zamiast szpileczek używają kleju.
- Prawie wszystkie wieńce były ładne, harmonijne, ale niektórzy mieli elementy sztuczne.
- No właśnie, nasza Danka bardzo nie lubi wstążek, sztucznych kwiatów. Do tego wieniec musi być kolorystycznie stonowany.
Przeciek od jurorów?
- Jurorzy mówili, że nie powinno być sztucznych, ale nam się też to nie podoba.
Co teraz z tym dziełem sztuki?
- No właśnie. Stoi teraz w Bolesławowie. U nas w kościele stał dzień, między dożynkami gminnymi a wojewódzkimi. Ludzie podchodzili i oglądali z niedowierzaniem.
- Powinien jechać gdzieś dalej, nawet na dożynki prezydenckie...
- Ze szybko robią dożynki w Częstochowie...
- Szkoda, że na rok to przygasa... Teraz już trzeba myśleć o nowych Dożynkach i nowym wieńcu.
W Częstochowie był wieniec kilkumetrowy...
- My byśmy też zrobiły taki duży, na przykład 2,5-metrowy. Co to dla nas...
- Kto wie, czy on nie był spawany w elementach....
Panie już dyskutują o wielkim wieńcu, już się zapalają... I tak je zostawiamy. Szkoda - na zakończenie - że bez wieńca, który wygrał dożynki wojewódzkie, bo gdzieś tam się poniszczy. A tu by go ktoś utrwalił na parę lat. Zresztą i tak długo by wytrzymał.
- Tak został zrobiony, że nic by się nie zmarnowało, nic by się nie zepsuło, nawet nie wysypało, bo w kłosach nie było ziarna.

Tekst i fot.: Tadeusz Majewski
Magazyn Kociewiak - dodatek do Dziennika Bałtyckiego
wrzesień 2005